Misja
Od 2004 skutecznie wspieramy producentów trzody chlewnej by dostarczali najwyższej jakości żywność z zachowaniem dobrostanu zwierząt, zrównoważonego rozwoju oraz dobrych relacji z otoczeniem.
KRAJOWY ZWIĄZEK PRACODAWCÓW - PRODUCENTÓW TRZODY CHLEWNEJ
Diagnoza postawiona w artykule Marcina Ryszkiewicza ”Jak zdusiliśmy naturę” (Polityka 24 maja 2020 r.) jest słuszna, jednak ryzykowne są wyciągnięte z niej wnioski i formowane na ich podstawie apele. Autor popełnia bowiem istotny błąd. Nawołując do walki z fundamentalizmem sam popada w fundamentalizm – tym razem ekologiczny. W historii cywilizacji wielokrotnie zdarzało się, że człowiek dostrzegał negatywne skutki swych działań i by im zapobiec wprowadzał drastyczne środki zaradcze. Negatywne efekty tych działań okazywały się często o wiele większe niż zło któremu miały zapobiec. Świetny przykład ropuch australijskich pokazuje ryzyka nieprzemyślanych interwencji. Płaz który dziś sieje zniszczenie w Australii wypierając lokalne gatunki został do Australii sprowadzony właśnie jako naturalne remedium na owadzie szkodniki trzciny cukrowej. Najdrastyczniejszym przykładem są jednak Chiny. W latach lat 60 tych postanowiono pozbyć się wróbli, od tysięcy lat koegzystujących z człowiekiem. Uznano że jest to jednak współpraca na której człowiek traci, a ziarnojada wróbla uznano za głównego szkodników upraw. Masowe akcje spowodowały niemal całkowite wytępienie tych ptaków. W rezultacie zbiory ryżu padły ofiarą szarańczy która skorzystała z nieobecność jednego ze swych wrogów. W splocie podobnych działań w Chinach szacuje się że ofiarą głodu mogło paść nawet 60 mln ludzi.
Dzisiejsze nawoływania by natychmiast zerwać z intensywną hodowlą zwierząt ma coś w sobie z tych hunwejbinowskich zapędów, a ruchy społeczne mają bardzo fundamentalistyczny charakter, bazujący bardziej na zręcznie budzonych emocjach i pojedynczych badaniach, niż w oparciu o rozległe i głębokie analizy agrarne, ekonomiczne, społeczne czy nawet medyczne.
Przypomnijmy, że do momentu rozwoju nowoczesnych metod rolnictwa, głód był stałym towarzyszem ludzkości. Jeszcze w XIX wieku w Europie potrafił zabić kilka milionów mieszkańców Irlandii. W wieku XX największe klęski głodu miały już swoje przyczyny w ideologicznym przyjęciu niesprawdzonych założeń i gwałtownym rozmontowaniu sprawnie działających mechanizmów produkcji żywności. W Związku Radzieckim postanowiono za jednym zamachem zlikwidować tradycyjne rolnictwo na Ukrainie wychodząc z założenia, że idea spółdzielni i wspólnot producenckich będzie efektywniejsza. W rezultacie doprowadzono do jednej z największych klęsk głodu w historii Europy, a Rosja z największych eksporterów żywności zamieniła się w jej importera. Podobną genezę miała wspomniana wcześniej klęska głodu w Chinach. Równie utopijne założenia przyświecało władzom Kambodży. Idea, że całe społeczeństwo można przeprowadzić na wieś, rezygnując z wszelkich zdobyczy cywilizacji skutkowała śmiercią niemal ¼ populacji.
Frans Timmermans (wiceprzewodniczący wykonawczy Komisji Europejskiej) zwolennik i jeden twórców Europejskiego Zielonego Ładu w jednym z ostatnich wywiadów ocenił, że rolnictwo jest odpowiedzialne za 10% emisji gazów cieplarnianych. Pytanie jakie się nasuwa dlaczego Komisja Europejska oraz autor artykułu skupia się na rolnictwie – stosunkowo mało znaczącym elemencie zmian klimatycznych, pomijając cały przemysł czy transport? Nie słychać argumentów za tym, aby rozebrać fabryki samochodów i przenieść produkcję do licznych zakładów rzemieślniczych tworząc nowe miejsca pracy dla setek tysięcy osób. Odpowiedź jest oczywista. Bo mało kogo byłoby stać na kupienie tak wykonanego samochodu.
Zanim zdecydujemy się na całkowite zerwania z intensywną hodowlą zwierząt przypomnijmy jeden istotny fakt. To dzięki niej skutecznie zaspokajamy potrzeby nieustannie rosnącej populacji ludzi. Dziś na świecie żyje ponad 7 mld ludzi. Jednocześnie nigdy wcześniej w historii ludzkości tak mały jej procent narażony był bezpośrednio na głód. Dziś klęska głodu jest efektem splotu niepomyślnych okoliczności: prowadzonych wojen, upadku administracji czy klęsk naturalnych. Jeszcze w połowie lat 50 tych, w dwóch najludniejszych krajach świata: Indiach i Chinach, powtarzające się, powszechne, klęski głodu były wpisane w naturalny cykl. Remedium stała się zielona rewolucja – wprowadzenie nowoczesnych metod rolniczych, ze sztucznym nawożeniem, nowymi, genetycznie modyfikowanymi, gatunkami roślin i produkcją masową, dla potrzeb propagandowych dziś nazywanych przemysłowymi.
Załóżmy jednak, że od tego roku rezygnujemy całkowicie z intensywnych metod rolnictwa. Co jest alternatywą:
– sztuczne mięso? – to na razie obiecujące, ale jednak eksperymentalne metody, pierwsze wdrożenia znamy od roku może dwóch. Zdecydowanie za mało by poznać długoterminowe skutki spożywania takiego, syntetycznego, mięsa, nie mówiąc o tym, ze metody są drogie i niemożliwe jeszcze do masowego zastosowania
– przeniesienie produkcji do drobnych gospodarstw? To utopijna wizja. Świetna w przekazie wizualnym ze zdjęciem rodziny czule tulącej prosiaczka i opiekującej się stadkiem kilku kur. Polska ma akurat doświadczenia z takim rolnictwem, bo dominowało ono do lat 90-tych. Efektem były stałe niedobory, a kolejki po mięso były elementem krajobrazu PRL. Nietrafione są też argumenty ekologiczne. Przekaz, że hodowanie 10 tys. świń w tysiącu małych gospodarstw będzie bardziej ekologiczne niż ta sama ilość w jednej nowoczesnej fermie jest tak samo prawdziwy jak hasło, że lepsze będzie ogrzewanie każdego mieszkania własnym piecykiem węglowym niż dostarczanie prądu do ogrzewania z hydroelektrowni. Przecież te 10 tys. świń produkuje dokładnie tyle samo dwutlenku węgla, metanu i zanieczyszczeń bez względu na to gdzie jest hodowana. Jednak nowoczesne fermy mogą zapewnić humanitarne warunki hodowli, dbałość o zdrowie i higienę trzody. Przede wszystkim zaś mogą wdrożyć technologie pozwalające zagospodarować wytwarzany metan i nieczystości, wprowadzić zamknięty obieg wody, samowystarczalność energetyczną i generalnie zmienić obciążenie hodowli dla środowiska. To nie jest eksperyment. W Polsce już działają firmy i fermy które takie systemy skutecznie wdrożyły czego przykładem są chociażby hodowle firmy Goodvalley z Przechlewa.
– produkcja roślinna w zachwalanych przez autora w miejskich fabrykach pionowego rolnictwa?. Warunki w których się ona odbywa niewiele ma wspólnego z ekologią. Rośliny wzrastające w zamkniętych halach produkcyjnych, pozbawione naturalnego świata do fotosyntezy korzystają z oświetlenia sztucznego. Woda pochodzi z sieci wodociągowej, a substancje odżywcze niezbędne dla wzrostu roślin pozyskiwane są z innych fabryk. Cały system pionowego rolnictwa korzysta z energii elektrycznej dostarczonej z zewnątrz, która zasila urządzenia zapewniające stałą temperaturę i wilgotność w pomieszczeniu. Może w przyszłości będzie to element produkcji żywności na masową skalę, ale o charakterze przemysłowym, bez porównania większym niż np. produkcja kukurydzy na 500 ha w tradycyjny sposób, korzystająca z naturalnego światła słonecznego i opadów, nawożona nawozami naturalnymi pochodzącymi z produkcji zwierzęcej.
Zanim więc weźmiemy się za rewolucyjne działania, których długoterminowych skutków nie jesteśmy w stanie przewidzieć pomyślmy o ewolucji. Jest bowiem możliwe zachowanie metod agrarnych, oddalających widmo głodu od rosnącej populacji ludzkości, a jednocześnie radykalnie zmniejszających obciążenie dla środowiska. W miejsce stwierdzeń ideologicznych szukajmy rozwiązań technologicznych. Promowanie i wspieranie tego kierunku będzie bardziej skuteczną droga, w przeciwieństwie do opartej na ideologicznych postawach kolejnej rewolucji, której skutków i efektów nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Wybór Gaja czy Medea jest fałszywą alternatywą. Nowoczesne rolnictwo staje się ekologiczne, zachowując potencjał produkcyjny. Niesprawdzone eksperymenty, nie są znacząco bardziej ekologiczne, ale ich siłowe wprowadzenie może przynieść dramatyczne skutki dla światowej produkcji żywności.